czwartek, 29 lipca 2010

Rośnie...

...w siłę chciałoby się rzec, a tu tylko na ilość idzie :o)
Mam już dwa kwiatostany i przyznam dziwi mnie to ogromnie, bo backstitche dają się we znaki w tym wzorze.
Ale może zacznę od tego, jak to jest z tym haftem na tiulu.

Najpierw wyciełąm kawałek tkaniny potrzebny na jeden czosnek z zapasem takim, aby można go było przyfastrygować i zaczęłam stawiać krzyżyki kierując się dziurkami w aidzie
Jak już miałam mniej więcej zarys kwiatuszka odcięłam nadmiar tiulu, podciągając go nieco co ułatwiało odcinanie, bo jest to tkanina wystarczająco elastyczna 
Teraz pozostało już wyszyć resztę krzyżyków, postawić backstitche i ... mam drugie allium :o)
                                       
W zasadzie mogłabym już skończyć, bo te dwa prezentują się całkiem nieźle
                                           
Ale  jakoś marzą mi się cztery :o)

wtorek, 27 lipca 2010

Trudne początki

Wszystkie moje plany wzięły w łeb.
No może nie wszystkie, dalej trzymam się wersji "torby hafciarksiej".
W łeb wzięły plany dotyczące haftu na nią. Miał być klematis MTSA, ale po wyszyciu kilku krzyżyków, doszłam do wniosku, że to nie to, że się tylko namęczę, stracę dużo czasu, a na dodatek klematis nie jest moim ulubionym kwieciem (za wyjątkiem jego koloru - fiolet jak najbardziej pożądany ;o)).
Trzeba było zatem znowu zmusić szare komórki do myślenia, co przy panujących do niedawna upałach, wymagało nie lada wysiłku.
Przeglądając leżące na półeczce gazetki krzyżykowe natknęłam się na allium


I tutaj wszystko mi już pasowało. I kolor, i kwiat który jest jednym z naj, wielkość haftu i nieprzytłaczająca ilość krzyżyków.
Pojawiła się jednak zasadzka. Patrząc na obrazek, rzuciły mi się w oczy jakby ciemniejsze tła na kwiatach, a w schemacie nic takiego nie było.
Trzeba było zabrać się za studiowanie opisu. No i doczytałam, że stosowali jakiś dress net. Ki pieron...żaden słownik, nie chciał mi tego przetłumaczyć.
Zasięgnęłam zatem innego tłumacza. Mianowicie e-baya. Tam moim oczom pod tą nazwą ukazało się coś na kształt naszego tiulu żakardowego.
Ruszyłam zatem na poszukiwania takowego w kolorach niebieskim i lila.
Czynność ta nie zajęła zbyt wiele czasu, bo już w pierwszym sklepie pt. "OBI" zakupiłam obydwa, i mogłam zabrać się do pracy.
Na dzień dzisiejszy jest jeden gotowy



Haftuję na niebieskiej aidzie 16ct firmy DMC, mulinką tegoż samego producenta.
Spostrzeżenia na temat haftowania na tiulu:
Jeżeli ktoś haftował na aidzie i potem próbował na lnie, przez pierwsze kilka, kilkanaście  krzyżyków trzeba było się przyzwyczajać do nowego materiału. Tutaj było bardzo podobnie. Na początku miałam wrażenie, że nie dam rady na tym haftować i trzeba będzie chyba zrezygnować, jednak po 5 minutach oczy przyzwyczaiły się do "innego tworzywa" i jakoś poszło.
Teraz tylko kontynuowaać pracę, bo czas leci nieubłaganie...

sobota, 24 lipca 2010

Krzywulec pstrokaty





Czyli mieszkanko dla szydełek, które jak się zapewne domyślacie nieujarzmione żyją własnym życiem i włażą gdzie nie powinny...

NA POTWIERDZENIE

Mam nadzieję, ze teraz będą czekać wiernie na moją wenę chęć i czas. :)

P.S. Torba już skończona. Jak wylezie słońce to ją uchwycę i jutro się poznacie. Do zobaczenia!

środa, 21 lipca 2010

Finale grande.

Czyli mam już wszystko.
Dzisiaj rano spłynęło na mnie natchnienie, a w wyobraźni zobaczyłam efekt końcowy moich zmagań.
Powyciągałam z tajnych schowków potrzebne materiały i zabrałam się za robotę.
Cięłam, szyłam i kleiłam, robota paliła mi się w rękach.
I po dwóch godzinach mogę się cieszyć nowiutką i pachnącą jeszcze klejem puszką na robótkę:


nawet wnętrze ma ładne:


Zmieszczą się utensylia robótkowe i niewielka robótka.

Na koniec machnęłam szybko malutki hafcik, który nakleiłam na kraciaste serduszko:


A teraz trochę poprzynudzam o tym jak ozdobiłam puszkę.
Najpierw z kraciastej tkaniny uszyłam woreczek, który wkleiłam klejem MAGIC do środka puszki i podziwiałam 5 minut.
Potem wymierzyłam puszkę i z tylnej okładki bloku wycięłam prostokąt. Z białego płótna wycięłam  trochę większy prostokąt i przyszyłam do niego koronkę. Klejem stolarskim przykleiłam płótno do tekturki i podziwiałam przez 5 minut. Jak skończyłam podziwiać, a klej trochę wysechł, to oklejoną tekturkę przykleiłam klejem stolarskim do puszki, ustabilizowałam gumkami i znowu podziwiałam 5 minut. W trakcie podziwiania i schnięcia kleju wycięłam duże serduszko, a potem przykleiłam je do puszki. Od kurtki Mamcina odcięłam stoper (przecież i tak go nie używa, to po co będzie się tam marnował) przez dziurki w koronce przewlekłam sznureczek, założyłam stoper i już nic nie wypadnie z puszki.
Podziwiałam i robiłam zdjęcia, a w trakcie sesji fotograficznej wpadłam na pomysł wyhaftowania małego serduszka. Rzuciłam wszystko i w 15 minut je wyhaftowałam, wycięłam i przykleiłam i znowu podziwiałam 5 minut.
Teraz nie pozostało mi nic innego, jak tylko sprzątnąć twórczy bałagan, a potem podziwiać dalej dzieło rąk własnych.

poniedziałek, 19 lipca 2010

Cięcie

Cięcie sześcioboków na moją torbę zajęło mi około 3 godziny... a i tak jeszcze paru brakuje! Do tego układam je co chwilę w jakąś inną konfigurację i nie potrafię się zdecydować która lepsza...

Ale na decyzje mam jeszcze chwilę, bo póki co pocięte sześcioboki pojadą ze mną w niedzielę na wakacje i tam zostaną przygotowane do przyszycia (a gdzie indziej mogłyby być szyte robótki w podróży? ;) Reszta roboty to będzie już pestka.

Jak pisałam wcześniej do mojego projektu użyję niektórych z moich ulubionych tkanin, więc całość stanowi mieszankę wybuchową, nie zawsze spójną (nie chciałam układać sześcioboków w tęczę, ale to chyba nieuniknione...). Niestety nie udało mi się uniknąć pasowania wzorów (jak coś tnę to zawsze jakoś tak wychodzi, że pasuję wzory), ale i tak ten projekt jest bardziej "zwariowany" niż moje dotychczasowe projekty patchworkowe!

A oto dwie z wielu konfiguracji moich sześcioboków (zdjęcia takie na szybko):


Jak już się zdecyduję na jakiś konkretny układ to wkleję nowe zdjęcia - w tym parę zbliżeń, bo te tkaniny na to naprawdę zasługują:)

Przemyślenia na początek

Gdy zapisywałam się do tej akcji wiedziałam tylko jedno - na jakie robótki spróbuję wykonać pojemnik. Bo tylko jeden rodzaj robótek robię w podróży - frywolitkę. Ponieważ zazwyczaj podróżuję pociągami, to frywolitka jest do tego idealna. Zajmuje mało miejsca, można ją robić niewielkimi fragmentami (to się przydaje w drodze do pracy). A poza tym nie umiem innych robótek. Chociaż nie powiem, próbowałam. Ale ani z drutami, ani z szydełkiem nie polubiliśmy się.

Dotychczas wszystkie przybory do frywolitki przewoziłam w metalowej puszeczce po zegarku. Prawie wszystkie, bo nożyczki mam w scyzoryku-karcie i noszę w portfelu. Tak zatem wygląda mój tymczasowy zestaw podróżny.


Puszka jak to puszka, przegródek nie ma i wszystko mi się tam plącze - czółenka, kordonki, gotowe fragmenty robótek, igły... No po prostu totalny miszmasz. Czas więc wykonać coś praktyczniejszego i może ładniejszego.

Teraz warto by się było zastanowić, co chcę przewozić i na co zaplanować przegródki. Zatem spróbuję zrobić wstępną listę.

No to zaczynam:
- czółenka (na razie mam dwa, ale może mi przybędzie?)
- kłębki kordonka (w liczbie chyba takiej ile czółenek, najlepiej, żeby dało się włożyć czółenko przy kordonku, na wypadek robienia łuczków)
- igła do zakańczania
- małe szydełko (na razie używam szydełka z jednego z czółenek, bo drugie mam tzw. "bursztynowe", ale wygodniej byłoby mnieć też osobno szydełko)
- gotowe kawałki robótek
- małe nożyczki (żeby nie musieć przy byle okazji wyciągać portfela)

Czy o czymś zapomniałam? Póki nie zaczęłam projektować i szyć mogę sobie jeszcze przypomnieć. Drogie bardziej doświadczone panny frywolne, wspomóżcie radą!

sobota, 17 lipca 2010

Z tworzonka - powstaje torba robótkowa

Forum "Szyjemy po godzinach", klik, i jestem na blogu "Robótki w podróży" Zaraz zaraz, przecież w zeszłą niedzielę zaczęłam szyć torbę odpadkowo - robótkową, może się nada. Klik - mail do Pkeli - Matki Założycielki i jestem. Witajcie robótkowiczki objazdowe (odjazdowe?) i obnośne. To był znak, że kiedy zaczęłam łączyć szmatki na moją torbę - znalazłam Was. Muszę więc pokazać co udłubałam prawda? ;)

Oto zaczątek dzieła mego:




Szyta z resztek, metodą przykładania, cięcia i zszywania, tzw. piractwo maszynowe, czyli "krzywo, prosto - byle ostro" :)

czwartek, 15 lipca 2010

Początki

Ponieważ już dawno chiałam zrobić sobie jakąś fajną dużą torebkę na wszystkie moje klamoty, ta strona dała mi motywację do jej zrobienia.

Wiem, jaką torebkę chcę sobie zrobić, z czego i mniej więcej jak ma wyglądać. Na dzień dobry kupiłam sobie włóczki:


Teraz czeka mnie najprzyjemniejsza rzecz :D

środa, 14 lipca 2010

Przymusowy odpoczynek moich drutów

Niestety, przedłużający się upał nie pozwala mi na aktywność z włóczką i drutami.
Nie jestem w stanie tworzyć elementów do mojego woreczka, bo sama myśl o trzymaniu w rękach takiej robótki grzeje mnie dodatkowo.
Może uda mi się ten czas wykorzystać na opracowanie szczegółów drugiego projektu, który mam w planach od samego początku -  tzn. "cosia" na podróże hafcików wraz z podstawowym "oprzyrządowaniem" do nich.

Siatka na plac zabaw gotowa.

Skończyłam już pracę nad siatką na plac zabaw.
Ponieważ moje umiejętności krawieckie nie są najwyższych lotów, więc wykorzystałam starą płócienną siatkę na zakupy, i trochę ją przerobiłam i ozdobiłam.


Do siatki doszyłam nowe, dłuższe uszy, brzeg ozdobiłam koronką i przez zeszycie rogów uformowałam szersze dno.
W siatce mieści się cały robótkowo - placowy majdan, oraz niewielkie zakupy.

Do środka wszyłam uszytą wcześniej kieszonkę.


Do zrobienia pozostało mi zrobienie czegoś mniejszego na robótkę.
Na plac zabaw najczęściej zabieram ze sobą szydełko, więc chyba puszka po kawie dostanie nowe życie.

czwartek, 8 lipca 2010

Wszystko z odzysku, czyli mój prywatny recykling.

Pomimo upałów, które źle działają na moje myślenie, w ciągu  tych minionych dni zdecydowałam się.
Decyzja dotyczy oczywiście mojego worka na robótki drutowe.
Zrobię go wyłącznie z materiałów, które mam w domu.
Nic nie zamierzam kupować.
Nie dlatego, że żałuję kasy na nowości.
Po prostu mam takie ilości nagromadzonych różności, że już kompletnie nie mam miejsca w szafkach i  mojej wersalce.
W ciągu "chudych" lat braków na rynku, kupowałam i "zdobywałam" co się udało.
Nie zawsze mając ustalone przeznaczenie dla kupowanych różności.
I tak sobie leżą różne włóczki, tkaniny, sznurki, tasiemki, guziczki itd, czekając (nieraz od bardzo dawna) na wykorzystanie.

Jeszcze nie zdecydowałam się, z którego konkretnie materiału uszyję tzw. "wsad torebkowy".
To zostawiam na drugi etap.
Zacznę od przyjemniejszego, czyli dziergania na drutach.

W tych zapasach najwięcej mam włóczek w różnych odmianach i odcieniach koloru niebieskiego.
Dlatego mój worek będzie taki niebieski - kojarzący się z wodą, niebem, latem...
A kiedy przyjdzie zima, też będzie  się dobrze kojarzył - przecież niebo mamy cały rok nad głowami.

W ostatnim etapie ustalania wahałam się, czy robić różne elementy osobno, czy umieścić różne ściegi pasami.
W końcu jednak zdecydowałam się na taki luzacki, bałaganiarski, fantazyjny worek.
Czyli zrobię nieregularne elementy różnymi ściegami, a potem zabawię się w ułożenie tej mozaiki w całość.
Jako uzupełnienie mam zamiar wykorzystać guziki, klamerki, łańcuszki i może jakieś inne ozdoby.
Ale to już na samym końcu, żeby nie przesadzić i żeby nie powstało jakieś koszmareństwo.

wtorek, 6 lipca 2010

Pomysł mam, ale czasu brak:(

napiszę więc w paru słowach co ja zamierzam dla siebie:) uszyć.

Muszę mieć sporą torbę na wożenie ze sobą takich robótek:
W podrózy zamierzam jedynie szyć, gdyż na innych robótkach (np. szydełkowanie, druty itp.) znam się jeszcze mniej niz na szyciu:)

Pewnie uszyję jakąś sporą torbę, np. listonoszkę, ale zapinaną na całej długości na zamek tak by po rozłożeniu mieć trochę miejsca do pracy (np. na wbijanie szpilek, rozkładanie poszczególnych elementów patchworku itp.).
Torbę będą zdobiły moje ukochane hexagony z paru tkanin, z którymi nie mogę się rozstać - by mieć pewność, ze zdązę wszystko uszyć wymyśliłam, że sześcioboki naszyję na jakąś jednolitą tkaninę (marzy mi się len, ale na razie jeszcze go nie kupiłam).

Od dawna chciałam coś dla siebie uszyć z paru lubianych przeze mnie tkanin, ale one nie pasują do niczego w naszym mieszkaniu - więc bardzo się ucieszyłam jak przeczytałam o tym projekcie:)

sobota, 3 lipca 2010

Dwa drobiazgi.

Zrobiłam dwa drobiazgi - przydasie.
Pierwszy to woreczek na chusteczki nawilżane (niezbędne na placu zabaw), chusteczki higieniczne i plasterki.


Dosyć spory, bo musi pomieścić wszystkie wyżej wymienione rzeczy, teraz będę miała je wszystkie w jednym miejscu łatwo dostępne.

Drugi drobiazg przydaś to etui na okulary:


Ozdobione motylkiem zrobionym w/g kursu Aty.


Z wierzchu biały len, w środku podszewka w krateczkę, a pomiędzy materiałami wypełnienie z folii, którą owijają np. telewizory. Trochę ciężko się to zszywało, ale dałam radę.
Woreczek i etui szyte ręcznie, co widać we wnętrzu etui.
A skoro mam już prawie wszystkie potrzebne wnętrzności, to pora się zabrać za siatkę.

czwartek, 1 lipca 2010

Myśleć, myśleć.... ;)

Na trop "robótek w podróży" wpadłam po przeczytaniu posta pkeli na forum Kaiem. Temat mi bliski, bo sama jeździłam pociągiem do pracy (godzina w jedną stronę), dziergając w tym czasie szydełkowe bombki. (Tak tak, w marcu bombki choinkowe robiłam). To były aż dwie godziny dziennie na bombki, dzięki czemu powstało ich sporo, czekają jedynie na obrzucenie ich złotymi półsłupkami (nić kupię może we wrześniu, w końcu nie spieszy się) i na choinkę, której przed końcem grudnia raczej spodziewać się nie należy ;)
Do celów tychże bombek uszyłam sobie torebkę, głęboką, na podszewce, żeby nić ładnie się wysuwała nie zaczepiając o nic. Nieduża, w sam raz mieści dwa kłębuszki (bo jeden zapasowy), szydełko i oczywiście bombki.




Po bombkach miały być aniołki, też szydełkowe, ale zmieniłam pracę i już nie muszę dojeżdżać pociągiem. Torebka została. Pochłonął mnie bez reszty decoupage, jako że okazało się, że po zmianie pracy na "lokalną" mam całą masę zaoszczędzonego czasu, który jakoś trzeba było wypełnić. Ale... wieczorami, gdy prace sobie schną, a dzieci już śpią, umilam sobie czas haftem.
Na wakacje swego życia najchętniej zabrałabym wszystko, tylko że.. wszystkiego zabrać się nie da. Na co więc zrobić odpowiedni pojemnik?

Po dwóch dniach namysłu i kołaczących się myśli wybrałam... przybornik na akcesoria do haftu.
Francuska strona którą pokazała pkela, jest fantastyczna, to całe morze inspiracji, tyle że... chcę zrobić coś zupełnie odmiennego tak trochę na przekór.
Projekt kołacze mi się po głowie, ale nie przybrał jeszcze ostatecznego kształtu. Wszystko się może zmienić nawet w trakcie zaawansowanego projektu :) Pokażę więc coś, co już zrobiłam w te dwa dni, a co zostanie wykorzystane w mojej pracy :) To taka pierwsza jaskółka ;)

Zacząć czas :):):)

Czas zacząć coś robić .Pokażę  ostateczny rezultat w innym wydaniu
,zdjęcie mam długo i nie wiem skąd [czy można znależć  żródło?]
,najważniejsze ,że to inspiracja.
No i pokazuję zaczątki tego projektu "Zwariowany koszyk"
Na azie szyję recznie ,mam nadzieje
,że wkrótce pikowanie i lamowanie odbędzie się maszynowo
Oczywiście obawy są czy dam radę ,czy zdążę itp.
,bo wiadomo jak jest ,zwłaszcza jak pogoda ładna .
  Cieszę się ,że co jakiś czas  ktoś się zapisuję
,życzę sobie i nam by było nas więcej .
Pozdrówka do następnego razu.:):):)
zaznaczam że ten patchwork jest szyty na okrągło
znaczy to co pokazane jest podwójne złożone na pół :D
Drugi pasek długości 1merta  jest kończony ,do końca zostało 30cm   i 6 trójkącików po 10cm.