niedziela, 11 września 2011

I co dalej?

"A teraz pytanie: Co będziemy robić jako następne? Jakieś wyzwanie podróżno-robótkowe?" - zapytała Dorartthea w poprzednim poście.
Dzisiaj nie mogę jeszcze odpowiedzieć na to pytanie.
Przede wszystkim z tego powodu, że jeszcze ta zabawa nie jest zakończona.
A idealnym zakończeniem byłoby stworzenie prac przez wszystkie uczestniczki zabawy.
Jeszcze tak się nie stało,więc poczekajmy...

Zabawa trwa, ponieważ część uczestniczek jeszcze swoich prac nie skończyła lub nie pochwaliła się nimi tutaj.
Nie chcę i nie ponaglam nikogo do odkurzenia tej zaległej robótki - nigdy tego nie robię w moich zabawach.
Zawsze podkreślam, że to ma być przyjemność, sama radość i pełen relaks przy robótce.
Różne są przyczyny, dla których odkładamy pracę na później.
To głównie brak czasu, nadmiar obowiązków, stresy i smutne wydarzenia w naszym życiu.
Czasami zdarza się również zniechęcenie, brak zainteresowania robótką.

Dlatego postanowiłam uznać koniec tego roku jako koniec zabawy.
Do końca grudnia mamy około 3,5 miesiąca.
Jeśli w tym czasie będziecie mogły pokazać swoje prace to będzie wspaniale.
Jeśli tak się nie stanie, to bardzo proszę o wiadomość (mailową lub wpis w komentarzach) - krótką informację o braku skończonej pracy.
Zabawę zakończę również bez tej informacji, bo dalsze przedłużanie uważam za bezcelowe.
Dwa lata trwania zabawy już chyba wyczerpuje całkowicie jej atrakcyjność.

Tym nieśmiałym przypomnieniem o zabawie kończę nowy wpis i serdecznie pozdrawiam wszystkie uczestniczki zabawy. :)

PS
Korzystając z okazji (nie wiem, kiedy ponownie tu zajrzycie) mam również wielką prośbę do Was:

- jeśli chciałybyście zabawić się w przyszłym roku,
- interesuje Was jakaś forma podróżno-robótkowa (nie lubię określenia "wyzwanie", staram się go nie używać)
- macie pomysły na taką zabawę

bardzo proszę wpisujcie w komentarzach do tego posta wszelkie pomysły i uwagi.

Może ten blog jeszcze ożyje na nowo?










sobota, 10 września 2011

Lepiej późno niż wcale ;-)

Oj plany były inne. Miało być szyte,chociaż gdzieś na początku miało to być właśnie metalowe pudełko. Długo mi zeszło, bo zimą robótek właściwie nie wożę,bo na dworcach zimno. Przyszła wiosna, kilka razy wynudziłam się przez godzinę-półtorej czekając na autobus, i już-już się zabierałam za uszycie czegokolwiek na robótki... Ale któregoś dnia w hurtowni pasmanteryjnej znalazłam pudełeczko-walizeczkę na przybory do szycia. Radośnie zakupiłam,bo tanie było (chińskie..) i zaczęłam użytkować. Dość długo używałam w stanie niezmienionym, nie pokazując tutaj, bo i czym tu się chwalić?Ani deka rękodzieła w tym moim przenośniku. Nie chciałam go malować,ani eksperymentować z decoupage, bo bałam się, że zamknięcie obdrapie mi farbę i zepsuje efekt. A przecież fabryczne groszki są całkiem całkiem i na dodatek niebieskie;-) I na tym pewnie by się skończyło, gdyby nie to, że okazał się pewien mankament pudełka. W podróży straszliwie grzechotało. A raczej grzechotała zawartość...
Wyciągnęłam więc kawałek zasłonowego aksamitu i dalejże ciąć i przymierzać ;-)



Wkleiłam gotowe elementy klejem do biżuterii,takim dwuskładnikowym obrzydliwie śmierdzącym.. Na szczęście woń już wywietrzała :-)

 I gotowe! Sprawdziłam, nie grzechocze:-)

A teraz pytanie: Co będziemy robić jako następne? Jakieś wyzwanie podróżno-robótkowe?